czwartek, 6 marca 2014

BELGIJSKI EPIZOD TORUNIANINA MARIANA JAROCZYŃSKIEGO



Wszyscy znamy wielki obraz torunianina Mariana Jaroczyńskiego ukazujący podpisanie traktatu toruńskiego 1466 roku (zbiory Muzeum Okręgowego w Toruniu).

W 1873 roku dzieło to było prezentowane na Światowej Wystawie Powszechnej we Wiedniu.

„Gazeta Toruńska” alarmowała, iż obraz olejny ogromnych rozmiarów p. Maryana Jaroczyńskiego, torunianina, dziś profesora w Poznaniu, wisi już szczęśliwie na wiedeńskiej Wystawie Powszechnej w dziale belgijskim. Umieszczony wprost drzwi wchodowych, prawda trochę wysoko, ale zawsze dość korzystnie. Wielkie masy zwiedzających gromadzą się teraz ciągle przed tym obrazem, imponującym tak swym ogromem, jak treścią i swą wartością artystyczną, a mnóstwo pytań w językach całego świata świadczy o głębokiem wrażeniu, jakie praca naszego artysty wywiera. Cudzoziemcy dopytują się o przedmiot, o historyczne znaczenie i związek przedstawionej chwili, to znowu o malarza. Obraz podoba się powszechnie…


Skoro nie było polskiego pawilonu, polskie produkcje musiały szukać gościny u obcych. Pisze o tym Agaton Giller, dziennikarz i pisarz, działacz niepodległościowy („Polska na Wystawie Powszechnej w Wiedniu 1873 roku. Listy Agatona Gillera”, Lwów 1873). 


Giller komentował: „Mają nas za barbarzyńców i nędzarzy, i traktują jako takich, nie byłoby więc nawet bez politycznego znaczenia i wpływu, rozbicie ubliżającego nam wyobrażenia przez dobre, porządne wystąpienie na wystawie. Do tego konieczny był osobny pawilon. W tym pawilonie pomieściłyby się i te wyroby polskie, które jak emigranci polscy, wszędzie po macoszemu przyjmowane, nie mogły sobie znaleźć miejsca na wystawie.
Marjan Jaroczyński,
malarz z Poznania, znalazłby miejsce w tym pawilonie, i nie musiałby szukać gościny aż u Belgów dla swojego wielkiego, lubo nie najlepiej malowanego obrazu, przedstawiającego podpisanie traktatu Toruńskiego (1466 r.), na zasadzie którego prowincje pruskie stały się nieodłączną częścią Polski. Nie mamy pawilonu, źle uposażyliśmy komisarza, więc też nas nie widać na wystawie, a gdzie jesteśmy, przedstawiamy się w drobnej cząsteczce a nie w całości.”

I dalej Giller pisał: „Japończycy poumieszczali na swoich wyrobach japońskie, Węgrzy węgierskie, Moskale moskiewskie, Brazylijczycy hiszpańskie, Norwegowie norweskie napisy – a my tylko Polacy polskich nie położyliśmy. Smutne to i bardzo smutne! Niektórzy Polacy z zaboru moskiewskiego, gdzie rząd absolutny i wynaradawiający, obok moskiewskiego i polskie napisy porobili; Polaków takich, co się także po polsku podpisali na wyrobach nadesłanych z Galicji, mniej niż pod panowaniem cara. (...)
Nie wymagamy wyłączenia niemieckich napisów, owszem uważamy za potrzebne, ażeby na wystawie powszechnej były prócz niemieckiego, napisy francuzkie i angielskie, ale też wymagamy, aby na polskich wyrobach obok tamtych były i polskie napisy. Wyliczyć moglibyśmy na palcach tych, którzy zrozumieli tę potrzebę i pokazali, że wszędzie i zawsze umieją być tem, czem ich Pan Bóg stworzył.”


Kilka ciekawych ilustracji z Powszechnej Wystawy Światowej we Wiedniu, łącznie z planem Pałacu Sztuki i miejscem eksponowania malarstwa belgijskiego, można znaleźć tu i tutaj
A o pawilonach wystawowych, aczkolwiek nowszych..., tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz