wtorek, 31 grudnia 2013

OD ŁAŃCUCHA WŁADZY PO MALARSTWO „WSPOMAGANE” FOTOGRAFIĄ I WĄTKI NARODOWE, cz. 3 (ostatnia)



Na zakończenie wątku toruńskie wnioski wywiedzione od łańcucha burmistrza – czy portret Georga Kerstena jest nierozpoznanym do tej pory toruńskim przykładem takiego właśnie dzieła malarskiego „wspomaganego” fotografią? Gdyby potwierdziły to szczegółowe badania, byłaby to ważna i istotna informacja dla historii toruńskich sztuk: malarstwa i fotografii oraz ich wzajemnych relacji. Takie prace malarskie „wspomagane” fotografią, obecne na rynku sztuki i w muzeach, zapewne nie zawsze są rozpoznawane jako wykonane w ten specyficzny sposób, przecież nie do końca odpowiadający warunkom pełnej artystycznej kreacji.
A co nowego udało się ustalić na temat Bonatha? W 1899 roku, rok po założeniu zakładu, reklamował – jako nowość – wykonywanie „relief-fotografii” (Relief-photographie, Photo-Plastik) według patentu Eliasza Stumanna (to jeden z pionierów fotografii plenerowej w Polsce, od lat 70. XIX w. związany z Łodzią, dokumentalista tego miasta). 
Thorner Presse, 11.02.1899.
Relief-fotografie wykonywał począwszy od mikro formatu na broszki, szpilki ozdobne itp., aż po wielkość naturalną. Reliefy na porcelanie, marmurze i galwanoplastyczne miały być złocone i barwnie malowane. Polecał też brązowe portrety odlewane (według fotografii?) i na porcelanie do zastosowania na pomniki nagrobne i do mauzoleów. W internetowym Leksykonie Fotografów możemy przeczytać (http://www.fotorevers.eu/fotograf/Bonath/), że zakład Bonatha cieszył się uznaniem za wyjątkowe portrety i pierwszorzędne wykonanie, powiększenia, obrazy w oleju, pastelowe i akwarelowe, najlepsze referencje
W latach 1901, 1902 Bonath za specjalność swego Photographische-Artistiches Atelier uznał malarstwo i portrety bezpośrednio na płótnie: olej, pastel, akwarela, a także powiększenia fotografii i platynotypię. Portrety wykonywał według fotografii lub na posiedzeniu na miejscu, od 60 marek począwszy – to najlepszy prezent gwiazdkowy! Zachwalał: powiększenia i malarstwo – akwarela, olej, pastel.
Co ciekawe, Bonath był nie tylko fotografem, ale i plastykiem, o czym świadczy fakt, iż wystawiał publicznie swoje prace malarskie – zapewne te nie „wspomagane” fotografią. Miało to miejsce na Wystawie Sztuki w Toruniu w październiku 1901 roku, w Bürgermädchen Schule (tj. miejskiej szkole dla dziewcząt) przy Gerechestr. (ob. ul. Prosta) róg Gerstenstr. (ob. ul. Jęczmienna).

Thorner Presse, 1.10.1901.
Ekspozycja ta obejmowała działy: I – malarstwo olejne, 176 prac; II – grafika, rysunki, akwarele, witraże, 55 pozycji; III – rzeźba, zaledwie 7 prac; IV – wyroby rzemiosła, 26 pozycji. W dziale I pokazano zarówno współczesne olejne obrazy, m.in. twórców z Torunia (tu m.in. Elise Lütkemüller, Fr. Gessel, Hoewel, panna M. Steiner, Hans Repp, panna G. von Loebel, panna M. Nicolai, panna von H. Splett), jak i malowidła dawne, np. portret Nikolausa Hübnera z 1644 roku, pędzla Bartłomieja Strobla (ob. Muzeum Okręgowe w Toruniu). Trzy prace plastyczne Bonatha znalazły się w dziale II. Były to: akwarela „Głowa dziecka”, „Portret damy” techniką olejną z akwarelą oraz „Studium głowy starego mężczyzny”. Żadna z prac nie miała wyceny, czyli nie były przeznaczone do sprzedaży, jak niektóre z wystawionych dzieł.
W 1903 roku Bonatha Kunstanstalt für Photographie und Malerei uzyskał nagrodę na Światowej Wystawie Fotografii i Grafiki w Mainz. W kolejnych latach zakład prowadził sprzedaż ram, akcesoriów i artykułów do fotografowania, aparatów fotograficznych i materiałów do fotografii, wywoływano tu filmy i wykonywano kopie dla amatorów.
Nowością 1909 roku były nowoczesne portrety artystyczne, szkice akwarelowe, szkice fotograficzne – kolosalny efekt artystyczny!

Thorner Presse, 4.11.1909.

Otwartość na potrzeby klientów spowodowała wprowadzenie także zdjęć nocnych, a niebawem otwarcie filii na Bydgoskim Przedmieściu (1912). Bonath przejął zapewne (?) Atelier für Porträt-Photographie Bruno Adama przy Mellienstr. 86 (ob. ul. Mickiewicza). Adam jeszcze w 1911 roku polecał zdjęcia malarstwa, rzemiosła, przemysłu, sportowe, rodzinne i stowarzyszeń, a jego specjalnością były zdjęcia dzieci. Kolejną nowość w atelier Bonatha, wprowadzoną w 1913 roku, stanowiły pocztówki według każdego zdjęcia, na życzenie klienta.
W maju 1914 roku zakład Bonatha znalazł siedzibę w nowym, większym lokalu w gmachu przy Breitestr. 2 (ob. ul. Szeroka), na rogu Bachestr. (ob. ul. Strumykowa). Warto wspomnieć, że miały tu siedziby różne usługowe zakłady rzemieślnicze, m.in. złotniczo-zegarmistrzowskie. Drugi interes prowadził przy poligonie. 

Thorner Presse, 23.05.1914.

I jeszcze informacja poza-fotograficzna – Carl Bonath był członkiem toruńskiego stowarzyszenia niemieckich oficerów i urzędników. 
I jeszcze polski (po roku 1920) ciąg dalszy niemieckiego atelier mistrza Bonatha. U schyłku roku 1921 i w roku 1922 w tym miejscu, tj. w domu narożnym przy ulicach Szerokiej (d. Breitestr.) i Strumykowej (d. Bachestr.), notowany był zakład tej samej profesji – Hermanna vel Hermana Spychalskiego. Polecał on portrety, zdjęcia grupowe, kartki pocztowe, a szczególnie – zdjęcia dzieci. 

 Thorner Zeitung, 6.10.1922.


Thorner Zeitung, 18.12.1921.

Polski ciąg dalszy, bo po powrocie Torunia do Macierzy, ale nie-polski ze względu na narodowość Spychalskiego. Pisał o tym ostatnio Szymon Spandowski w „Nowościach”. Dość powiedzieć, że w czasach pruskich tenże Spychalski mienił się Hermannem, po 1920 roku – po polsku: Hermanem, aby we wrześniu 1939 roku powrócić do właściwej, niemieckiej pisowni imienia. Często – neutralnie... – używał tylko inicjału imienia.
(Tu nasuwa się tu analogia do kamuflowania imion przez miejscowych Żydów... Przez długie lata celowo posługiwali się w biznesie wyłącznie inicjałami, jak choćby znany M.[oritz] S.[imon] Leiser. Aby utrudnić Żydom takie „ukrywanie” tożsamości, w 2. połowie lat 30. XX w. lokalne władze wydawały zarządzenia nakazujące przedsiębiorcom podawanie imion w pełnym brzmieniu.)
Nie zmienia to faktu, że zarówno w okresie pruskim, jak i polskim, a później też podczas okupacji hitlerowskiej Spychalski był cenionym w mieście mistrzem i często fotografował oficjalne uroczystości, także miejskie i państwowe, przedstawicieli władzy, wojsko i wojskowych. Tych niemieckich, polskich i znów niemieckich...

2 komentarze:

  1. Tylko stawia pani pieczątkę na każdych zdjęciach jakby byly one pani własności a przeciez to są zdjęcia publiczne nie firmowe w kapitalistycznym swiecie każdy rosci sobie praw własności eh. Brzydko potem wygląda takie zdjęcie zapisane z pieczatka "własności". Mysle również ze slowo toruniarka brzmi glupio- tak może sie ojreslac baba na straganie a nie Torunianka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Anno, nie ma "zdjęć publicznych", są co najwyżej obiekty objęte klauzulą tzw. domeny publicznej, jednak zawsze z prawem do określenia autorstwa. Nie ma też "pracy publicznej" - moja / Twoja / każdego praca, jej efekty, inwencja "należą" do mnie / Ciebie / każdego. Przynajmniej na tyle, że mamy niezbywalne prawo ją podpisać. Choć wiedza jako taka należy do wszystkich, zawsze tak uważałam, dlatego szeroko ją udostępniam, każdemu zawsze służę (swoją :-), nabytą własnym kosztem i staraniem) wiedzą, o ile mogę pomóc.
    Znak toruniarni na zdjęciach dlatego, że uzurpatorów podpisujących się pod cudzą pracą bez liku, szczególnie w internecie, choć znam ich i z realu. Nie uznaję "zasady" - jeden pracuje, drugi podpisuje. Jeśli cytują, wiadomo skąd. W blogu zawsze staram się podać autora / właściciela / źródło zdjęcia.
    Termin toruniarka nie musi się Pani podobać - nie dyskutuje się ponoć o gustach. Ale już o poprawności języka tak - dlatego Pani, a nie pani, nie Torunianka, a torunianka, o "ojreslac" nie wspominając :-) Lubię językowe smaczki i inwencję, ale rozumiem też, że nie każdy je rozumie. Najprościej rzecz ujmując różnica między torunianką a toruniarką jest podobna do tej między np. kawą a kawiarką :-) - jedno jest, drugie tworzy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń