niedziela, 23 października 2016

TEATRALNE UPRAWIANIE NIEMORALNOŚCI



za: Pixabay

W 1931 roku atmosfera wokół miejscowego teatru nie była najlepsza, a to z powodu domniemania wykroczeń przeciw moralności i obyczajowości w łonie zespołu... O mało te oskarżenia, kolportowane w formie szeptanej, wpłynęłyby (negatywnie) na decyzję Magistratu dotyczącą dofinansowania działalności instytucji. Cóż, nie dziwiły torunian i decydentów ekstrawaganckie zachowania bohemy miejscowej, pamiętane z czasów Witkacego i Zofiówki, ale moralność – rzecz święta!
za:
http://bydgoskie.blox.pl/2009/01/Zofijowka-Bydgoska-26.html
Czytaj tutaj
Sprawa była na tyle poważna, że wszczęte zostało postępowanie prokuratorskie, przesłuchano 30 osób, dwukrotnie przepro-wadzono wizję lokalną... Ostatecznie uchwała prokuratora, licząca 9 stron, umorzyła dochodzenie w sprawie czynów niemoralnych rzekomo popełnionych przez niektórych pracowników teatru. Sprawa okazała się dęta, a zarzuty – bezpodstawne.

za: Pixabay
Należałoby zastanowić się, kto i po co szerzył te plotki? Bo z pewnością były to rzeczy zmyślone, a motywacja – osobista… Niewiele brakowało, żeby zrujnowały dobrą markę teatru.

Dyskusje o moralności
, nie tylko w sztuce, prowokował teatr już wcześniej. I budził odczucia skandalu… Z pewnością bardzo dobitnie miało to miejsce podczas prapremier dwóch sztuk Witkacego, za dyrekcji Mieczysława Szpakiewicza. Zainspirowany atmosferą i kreatywnością artystycznego salonu Zofiówki, gdzie bywał, pracował i inspirował Witkacy, Szpakiewicz zdecydował się na ten odważny – w konserwatywnym mieście! – eksperyment. „W małym dworku” pokazano 8 lipca 1923 roku, powtórzono 11 lipca. Bilety sprzedawano tylko na parter i tylko dla dorosłych. Twórców rozczarowała reakcja widzów – brak zrozumienia i akceptacji dla awangardy.  

za: http://witkacologia.eu/teatr/Witkacy_na_scenach_polskich.html

Recenzentka Zofia Guzowska napisała: Ujrzeliśmy na scenie naszej sztukę bardzo dziwną, pełną sprzeczności i załamań, w której życie, zdarzenia, dusze i uczucia ludzkie odbijają niemal potwornie jak w wklęsłym zwierciadle. Oddawna też zapewne nasi bywalcy teatralni nie czuli się tak jakoś zaskoczeni, skonsternowani, niepewni własnych wrażeń. (...) Ogarniał mię jakiś nastrój niesamowity, jakiś dreszcz grozy, czułam, że jednak coś w tem jest, coś, nad czem pomyśleć i zastanowić się warto, że jednak utwór to naprawdę niezwykłej miary, choć być może pełen błędów, wad w budowie i dziwacznych niekonsekwencyj w przeprowadzeniu tezy artystycznej.


Oceny były różne i krańcowo sprzeczne: od zachwytów nad utworem genialnym, wielkiej wartości, przez uznanie sztuki za chorobliwe majaczenie wbrew kanonom sztuki dramatycznej, po stwierdzenie, że to „karykatura życia”.
 
za: http://witkacologia.eu/teatr/Witkacy_na_scenach_polskich.html

Druga prapremiera dzieła Witkacego, pt. „Wariat i zakonnica,
czyli Nie ma złego, co by na jeszcze gorsze nie wyszło”, odbyła się w kwietniu 1924 roku. Znów sprzedawano ograniczoną liczbę biletów, zabroniono oglądania spektaklu młodzieży. Władze nakazały zmienić obrazoburczy tytuł – na „Wariat i pielęgniarka”, co też się stało. Generalnie publika kontestowała te eksperymentalne przedstawienia, bo za naczelne dla młodego teatru w wyzwolonej Polsce uznawała zadania pedagogiczno-oświatowe, skierowano do szerszych warstw społeczeństwa. Guzowska napisała: Pełna grozy scena, gdy zamknięci w celi szaleńcy kotłują się po podłodze, mordując wzajemnie w mrokach słabo rozświetlonych niesamowitym blaskiem reflektora – kończy tę dziwną sztukę, która pozostawia mimo swej pozornej groteskowości przygnębiające bardzo wrażenie.
Mieczysław Szpakiewicz,
za: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Gwiazda Witkacego świeciła jasno, ale też dyrektor Szpakiewicz zapisał się złotymi zgłoskami w historii teatru, nie tylko toruńskiego, jako rozumiejący awangardę i pracujący na jej rzecz. Zapisał się też jako... desperat, który wskutek personalnego konfliktu z jedną z aktorek, ale też problemów finansowych i personalnych młodego zespołu, prowincjonalnych intryg, próbował popełnić samobójstwo. W sceniczny sposób – za pomocą rewolweru, w obecności kolegów.
Na szczęście próba była nieudana. Po wyzdrowieniu Szpakiewicz przeniósł się do Poznania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz