Kiedy matematyka i logika okazują się do d...? Wtedy, kiedy stosuje się dzielenie mandatów metodą d’Hondta, które w wyborach samorządowych dalekie
jest od wielu rzeczy: matematyki, logiki, sprawiedliwości, od poczucia
obywatelskiego wpływu-na-cokolwiek, dalekie od doskonałości, co na toruńskim
przykładzie wyjaśnił Robert Czekański.
Kiedy
mandat dostaje ten, kto ma kilkakrotnie mniej głosów od konkurenta, to wyborcy
są co nieco „zrobieni w konia”… Poza tym ZA DUŻO PARTII W SAMORZĄDACH! Na
konkretnych ludzi powinniśmy głosować, a nie ilorazy, przeliczniki itd.
Kiedyś
był „jedynie słuszny” monopol PZPR, dziś jest „sławetny” duopol PiS i PO – prawdziwy świat
nie jest tak zabetonowany! Hegemonia duopolu + media + brak refleksji sprawiają, że wykoślawienie
sięga i samorządów. Żal.
Przed
ciszą wyborczą zadałam pytanie, czy będzie NOKAUT? Hmmm, faktycznie był, ale
nie ten spodziewany…😩 Miałam nadzieję, że uniwersalne, PONADPARTYJNE idee miasta przyjaznego dla mieszkańców, reprezentowane przez bezpartyjny MY TORUŃ, dają nadzieję na drugą turę w
wyborach prezydenckich. Tym bardziej, że poparte dotychczasową pracą radnych
Czasu Mieszkańców w Radzie Miasta (2014-2018) – czyli przedstawicieli mieszkańców
bez partyjnej „czapy”, bez układów typu koalicja-która-nie-jest-koalicją itp.
itd.
Około
25% mieszkańców Torunia wybrało prezydenta w pierwszym podejściu (ponad 50% głosujących
przy frekwencji około 50%). Czyli około 25% torunian najbardziej lubi piosenki,które już zna... 😰+😭 =
najbardziej lubi polską zjednoczoną partię władzy.
Około
25% torunian nie chce mieć poczucia sprawczości choćby w najmniejszym stopniu,
nie chce uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. No tak, łatwiej, kiedy ktoś decyduje za
nas, wtedy odpowiedzialność ponosi ktoś inny, można do woli narzekać i
krytykować. Ta część mieszkańców zdecydowała, że nadal będzie rządzić
prezydent, a Rada Miasta, która do tej pory była połączona koalicją-która-nie-jest-koalicją, wciąż będzie tylko przyklaskiwać. W moim śmiesznym rozumieniu demokracji
koalicja powinna dotyczyć programu, celów i zadań, a nie zgody na wszystko.
Koalicja nie wyklucza dyskusji! No tak, ale to przecież była koalicja-która-nie-jest-koalicją
😰. Pytanie zasadnicze: CZY NADAL NIĄ BĘDZIE? Podczas rozmów przed wyborami wiele osób pytało: a po co właściwie ta Rada?
Mieli rację 😕.
Około
25% mieszkańców Torunia najbardziej lubi anachroniczną wizję miasta z epoki słusznie
minionej (asfalt – beton – samochody),
zastany układ personalny określonej „jakości” (czego przykładem szef instytucji ku...ltury z wyrokiem karnym, inny szef znany z mobbingu itp. itd.). Co do tej
wątpliwej „jakości” naszych „elit” / elyt – tak samo, jak tenże szef instytucji ku…ltury
z wyrokiem, poza standardem przyzwoitości jest dla mnie kandydowanie osoby z prawomocnym wyrokiem. Chodzi o Łódź oczywiście. Odwieczne prawo w „polityce”:
nam wolno – innym nie.
Toruńskie
wybory pokazały, że wolimy „być rządzeni” niż podejmować odpowiedzialność;
pokazały, jak daleko nam do społeczeństwa obywatelskiego, przynajmniej u nas na prowincji. Głosujemy na „piosenki, które już znamy”, na mężów / żony / synów / córki znajomych, na nazwiska, które gdzieś
kiedyś obiły się o uszy, które były na plakatach / banerach koło szkoły, na płocie miejskiej budowy,
cmentarza. Oj, takich miejskich jutronautów nam brakuje...! (MIASTONAUTÓW).
Mam to
poczucie od dawna, a pogłębiło się podczas rozmów w okresie przedwyborczym z
torunianami na ulicy, w autobusie, w sklepie, ale też ze znajomymi, których
poznaję od „nowej strony” – strony braku zaangażowania w swoje miasto. Braku
zainteresowania sprawami podstawowymi nawet. Cóż, każdy ma prawo do bierności.
Kiedyś, dawno, dawno temu (jak to bajanie brzmi w bajkach...) była grupa społeczna zwana inteligencją (dziś niektórzy
nazwaliby ją kastą...). Odróżniał ją od innych grup między innymi etos zaangażowania
społecznego i poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne. Coś jakby przedstawicieli tejże coraz mniej. Nie opłaca się „po prostu”. Smutne.
Smutne
podsumowanie nie wynika wyłącznie z wyborczej porażki MY TORUŃ, ale przede
wszystkim z wyników wyborów w Toruniu w ogóle. Analiza listy nowych radnych w połączeniu z analizą ich pracy w ciągu minionych 4 lat pokazuje, że to nie
rzetelna praca i wiedza, zaangażowanie na rzecz miasta i mieszkańców (nie mylić
z partią i władzą!) są najważniejsze. Liczą się sztuczki „marketingowe”, pieniądze
na „reklamę”, bycie synem X-a czy prawą ręką Y-a i inne takie tam „drobiazgi”.
Sprawdza się stwierdzenie klasyka: ciemny lud to kupi! Wciąż kupuje. (Dobrze, że
przynajmniej w dużych miastach jednak NIE). Tak, wiem, w polityce liczy się
skuteczność, ale ta w wersji bez cudzysłowu!
|
Legal or not legal? Nie wiem... Pojawiły się krótko przed ciszą wyborczą, zniknęły zaraz po wyborach. |
Nowoczesna,
która powstawała w kontrze do Platformy Obywatelskiej, teraz razem = też
koalicja-która-nie-jest-koalicją? Szybka (r)ewolucja. Co z tożsamością? Z
obietnicami? O wartościach nie wspomnę, bo mógłby ktoś zapytać: CO TO SĄ WART-OŚCI?
Z tych
względów nie nadaję się do „polityki”, co wiem i twierdzę od zawsze, choć mam
wciąż niewyczerpaną wolę poprawiania świata i żywą wciąż niezgodę na to, co złe
i głupie, co krzywdzi innych. Jedyna partia, którą reprezentuję od zawsze,
wytrwale i konsekwentnie, to moja jednosobowa Partia Wrogów Głupoty 😉. Nie ma
szans na przebicie się do tzw. elektoratu 😰, nie ma szans na wpływanie na
rzeczywistość 😰 (choć pracuję rzetelnie od lat wielu nad obniżaniem poziomu tejże
na G). I niech tak zostanie, bo najważniejsze są dla mnie wartości. Śmieszne,
prawda?
Już po
wyborach. Bezpartyjna grupa MY TORUŃ przeżyła nokaut. Cóż, życie toczy się
dalej. Nadal będę pracować nad uświadamianiem, że kultura to korzenie, że
korzenie – to poczucie przynależności, z którego między innymi rodzi się
OBYWATELSKOŚĆ. Rodzi się = optymistyczne stwierdzenie; może raczej: zrodzi się,
kiedyś… Oby jak najszybciej.