Światło konkurowało tu z kolorem. Scena teatru – ta
eksponowana, od frontu oraz od kulis, z nieładem zaplecza. Na scenie orgia kontrastów,
im silniejsze światło tym mocniejszy cień będący jego przeciwieństwem. W
kulisach króluje czerń, głęboka, niemal namacalna, wchłaniająca detale i
wsysająca myśli. Tu walka toczy się nie o pierwszeństwo, o zaistnienie, o
dostrzeżenie, o brawa, ale raczej o przetrwanie. O ciągłość, kontynuację –
nawet w cieniu i bez poklasku.
W chaosie czerni jest wyraźna wskazówka – partytura, jak scenariusz życia. Co prawda nie ma dyrygenta – gdzieś odszedł, zniknął. Z nim łatwiej. Czy poradzimy sobie bez niego? Mnie udało się odnaleźć nuty życia, pogubione na chwilę.
W chaosie czerni jest wyraźna wskazówka – partytura, jak scenariusz życia. Co prawda nie ma dyrygenta – gdzieś odszedł, zniknął. Z nim łatwiej. Czy poradzimy sobie bez niego? Mnie udało się odnaleźć nuty życia, pogubione na chwilę.
Scena zachłystuje się chwilą, kulisy oddychają – trwaniem. Rytmicznie i bez patosu. Zdarzają się w tym trwaniu wzloty i upadki, są zapisane na osi życia.
Etapy – ich wspomnienia zatrzymane, jak stacje, w szeregu krzeseł. Każde z nich jest symbolem zatrzymania się – celowego, wymuszonego albo przypadkowego, z inspiracji tak zwanych życiowych okoliczności. Te okoliczności, przypadki, stacje i wspomnienia to nasz życiowy bagaż. Zapakowany, zawsze z nami. Kumulowany lub trwoniony, będący kapitałem lub przekleństwem, różnie bywa. Nie da się go ani zmaterializować ani wyrzucić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz