Toruńskie przeprawy mostowe miały bogatą historię - tę związaną z ich budowaniem, użytkowaniem, a także zniszczeniami. Także w okresie międzywojnia.
W marcu 1903 roku pisano w prasie o 50. rocznicy „straszliwej katastrofy, która się wydarzyła w naszem mieście na Wiśle. Dawnemi czasy, prawie rok rocznie na wiosnę zrywała woda most, który był zbudowany z drzewa, a który nie mógł się oprzeć lodom.
Ażeby przynajmniej uratować drzewo, postanowił ówczesny mistrz ciesielski Carow most ten zawczasu rozebrać. Lecz zaledwie rozpoczęto pracę, Wisła ruszyła, zrywając środkową część mostu, na której było zatrudnionych około 100 ludzi, grzebiąc w swych nurtach między ogromnemi bryłami lodu około 40 osób, z których ani jednej nie zdołano uratować. Reszta zaś zdołała umknąć.”
Nie można było tej katastrofy przewidzieć, ponieważ komunikacja z Warszawą była tak licha, iż list do Torunia szedł aż 3
dni! (a dzisiaj?). A telegrafu jeszcze wówczas nie było...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz