Podgórskie ogrodnictwa – czy
pamiętacie te miejsca? Trochę wsi w mieście, zieleni i oddechu.
Najbardziej znane było ogrodnictwo
Stanisława Lendziona. Prowadził je przez wiele lat na terenie dzierżawionym od kościoła. Pamiętam wielkie szklarnie pełne goździków i fiołków alpejskich,
także chryzantem przed dniem Wszystkich Świętych (w PRL-u nazwanym Dniem
Zmarłych). No i doskonałe szparagi, świeżutkie, prosto z pola. W okresie PRL-u stanowiły
swego rodzaju luksus. Najmłodszy z potomków Stanisława, Kazimierz Lendzion,
prowadzi kwiaciarnię przy dawnym podgórskim Rynku, przy ul. Poznańskiej.
Dziś w miejscu uwiecznionym na zdjęciu ze Stanisławem Lendzionem przy pracy w polu (w tle kościół pw. św. św. Piotra i Pawła), jest sklep Lidl i wielkie parkingi: sklepu i kościoła parafialnego.
Z okresu wczesnego dzieciństwa pamiętam też ogrodnictwo przy ul. Pstrowskiego, przed dzisiejszym stadionem, przy pozostałości bunkra. Pan ogrodnik był bardzo miły, pokazał nam całe gospodarstwo, szklarnię, pomidory. Może ktoś pamięta Jego nazwisko?
Dziś ten teren zabudowany jest mieszkalnymi domami,
zieleni prawie już nie ma.
Dom państwa Szurpitów przy ul. Hallera, krótko po wojnie |
Był też stosunkowo niewielki ogród na początku ul.
Marchlewskiego (ob. ul. Hallera), od ul. Poznańskiej, przy parterowym, drewnianym
domu. Ogród uprawiali państwo Szurpitowie, którzy sprzedawali swoje produkty na
ryneczku przy ul. Parkowej, nie dochodząc do szkoły podstawowej. Początkowo
trzymali nawet konia, na ryneczek jeździli konnym wozem.
Pan (chyba Władysław?) Szurpita był specjalistą od amerykańskich pomidorów – tak je nazywaliśmy (nie znałam się na gatunkach pomidorów, nie znam się i dziś...). Nigdzie nie można było takich kupić. Były ogromne i smakowały wyjątkowo. Pamiętam, że znajomi rodziców, którzy bawili się w „uprawy”, na różne sposoby zabiegali o pozyskanie nasion tej wyjątkowej odmiany.
Pan (chyba Władysław?) Szurpita był specjalistą od amerykańskich pomidorów – tak je nazywaliśmy (nie znałam się na gatunkach pomidorów, nie znam się i dziś...). Nigdzie nie można było takich kupić. Były ogromne i smakowały wyjątkowo. Pamiętam, że znajomi rodziców, którzy bawili się w „uprawy”, na różne sposoby zabiegali o pozyskanie nasion tej wyjątkowej odmiany.
Dziś jest tu stacja benzynowa, obok wielkie osiedle bloków mieszkalnych. Z zadbanego ogrodu nic nie pozostało.
Było, minęło...
Było, minęło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz