Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 18 czerwca 2018

TORasia NADMIERNY APETYT, PROPAGANDOWY STYL PIERNIKOWY, WIZJE, REWIZJE I (RE)WITALIZACJE


Oto piernikajka zaprezentowana
podczas 9. święta Bydgoskiego Przedmieścia (16 VI 2018),
jedna z wielu, które znajdą się w książce
pt. Piernikajki, czyli toruńskie piernikowe bajki (już jesienią).
Kilka starszych tekstów do poczytania w toruniarni
(tu spis treści).


Ciekawość świata była wielką zaletą TORasia, podobnie jak jego obżarstwo – wielką wadą. Ta pierwsza prowadziła go do inspirujących przygód (zob. np. O PierniKOCIE, siedmiowiekowych butach i dwóch brzegach czasu - BĘDZIE W KSIĄŻCE...), ta druga powodowała perypetie przeróżne – nie tylko dla chłopca, jak się okazało.

TORaś (model 2018 😊)
z empornikiem w dłoni.
Fot. Kamilla Krajewska-Kełpińska

A było to tak. TORaś zapragnął poznać dogłębnie zagadnienie PSP, czyli Propagandowego Stylu Piernikowego w mieście. Jako stały i gorliwy użytkownik BiblioKOTeki udał się tamże po stosowną lekturę. Jednak w KOTalogu nie znalazł satysfakcjonującego zestawu książek. Cóż, obok lektury i tak konieczna wizja lokalna i wędrówka odpowiednią trasą.


Spacerowe rozpoznawanie rozpoczął od wodowskazu (limnigrafu) nad Wisłą – domek, mieszczący urządzenie do wskazań poziomu wody w rzece, wzniesiono w stylu norweskim, którym
zafascynowany był cesarz Wilhelm II Hohenzollern – uznawał go za rdzennie nordycki, więc doskonały do realizacji cesarskiej propagandy. Wodowskaz jest formą równie egzotyczną, jak bajkowo-piernikowe domy na Bydgoskim Przedmieściu, z najpiękniejszym przy ul. Bydgoskiej 50/52. Ten na dodatek jest niezwykle smakowity – dosłownie – bo w dolnej kondygnacji piernikową okładziną / pierniKładziną ozdobiony (acz nadgryzioną zębem czasu…). Dom ten chcą go zburzyć! Wciąż jednak zachowawcy, czyli zwolennicy ratowania zabytków, walczą w tej sprawie z frakcją burzymurków, jak to już w dziejach Torunia bywało.

Wspólne dobieranie się do pierniKładziny 😏
Fot. Grażyna OL
Piękny (kiedyś…) ten budynek poszedł na pierwszy ogień badań TORasia – łakomczucha i łasucha, czy może raczej jako pierwsze danie w zestawie: zmęczony spacerem zgłodniał, więc nie zastanawiając się długo zapragnął „zasmakować” w sztuce i… odgryzł kawał pierniKładziny. Jak Jaś od Małgosi ze znanej bajki. Ooo, co się dzieje? Świat wiruje, otoczenie zmienia się – dom zyskuje na urodzie, nabiera barw, pojawiają się w nim zjawy i duchy (zob. Pierniduchy w Ratuszu - BĘDZIE W KSIĄŻCE...). TORaś za sprawą piernikowej degustacji cofnął się w czasie i miał wizje = ukazały mu się dawni użytkownicy domu: mieszkańcy, klienci restauracji tu ulokowanej, bywający – nie zawsze dobrowolnie – w pierwszym po II wojnie światowej komisariacie Milicji Obywatelskiej, studenci z powojennego akademika i lokatorzy na Uniwersytecie zatrudnieni.
Całkiem spora rzesza Dawnych, przywołana przez TORasia niechcący, dokonuje rewizji przeszłości. Dlaczego nas wyrzucili? Dlaczego tak dużo pili? Dlaczego zatrzymywanych bili? Dlaczego za mało się uczyli? Dlaczego młodych nie lubili? Dlaczego w karty grali? Dlaczego w kościele nie bywali? Dawni snuli refleksje i snuli, aż doszli do wniosku wspólnego, mimo pochodzenia z różnych epok: żądamy witalizacji! Nie mogą wszak duchy wrócić do rzeczywistości raz opuszczonej, zgodzili się więc na REwitalizację = życia przywrócenie w formie może nie wymarzonej, ale jedynej możliwej do spełnienia.


Jak to zrobić? Dawni w poszukiwaniu rozwiązania porozumieli się telepatycznie z krewnymi, ale ci nie mieli w tej materii weny i inwencji. Łomotali do władzy miejscowej, ale ta duchów na serio nie brała. Zostali miłośnicy-społecznicy uwrażliwieni na emocje i wartości przeszłości, nawykowo niemal wsłuchujący się w głos mieszkańców. Ci od razu podchwycili Dawnych ideę REwitalizacji i rzucili się w wir działania. Skrzyknęli się aktywiści wszelacy: starzy i młodzi, grubi chudzi, czarni i biali, zieloni i czerwoni, tęczowi i bezbarwni, lewi i prawi, leniwi i robotni, feministki i męscy szowiniści, znani i nieznani. Kupą mości panowie! O nieee! Jeszcze raz: kupą mości PAŃSTWO! = czyli zgodnie z dżenderem tak zwanym (ang. gender – płeć kulturowa), bo i panie i panowie byli w tym gronie. Zebrali się raz – i nic, zebrali ponownie – znowu nic. Zbierali się wielokrotnie, namawiali, deliberowali, dyskutowali. Dopiero dzięki wspólnemu podjadaniu pierniKładziny, przez TORasia zainspirowanemu, wpadli na trop właściwy = pierni-trop do spełnienia marzeń prowadzący. Nie sama pierniKładzina była katalizatorem, ale to, że WSPÓLNIE jej kawałeczki KONsumowali. Taki to był piernik KON-takt-owy, a może k-ON-tak-to-WY…


Wedle tej wizji każdy starannik o REwitalizację powinien własnoręcznie i z należytym uczuciem przyrządzić piernik, przyjść z nimi pod tę bajkowo-piernikową kamienicę, która odchodzi w niebyt, i gromadnie odprawić rytuał Świętem Bydgoskiego Przedmieścia zwany. Pierniki te były jak ogniwa łańcucha: do wspólnoty, do przeszłości i do przyszłości – do ożywienia domu / zatrzymania historii. Jeden starannik podawał do skosztowania swój wypiek drugiemu, drugi – trzeciemu, trzeci – czwartemu… Każdy dostrzegał sąsiada i gest serdeczności wobec niego wykonywał. To tylko dzięki temu piernikowemu łańcuchowi (szczęścia) czar zadziałał = (RE)witalizacja stała się faktem. To ważne na Bydgoskim miejsce ożyło! REwitalitanci byli mądrzejsi o nieba całe od zjaw i duchów, bo mieli czas na osobiste rewizje wcześniejszego życia – wiedzieli, co zrobili nie tak i co chcieliby zmienić, co jest ważne i stanowi wartość. A dzięki TORasiowi wiedzieli, gdzie szukać Szczęścia (zob. O PierniKOCIE..., j.w.).


Od tego czasu małego TORasia ze względu na jego i(s)krę nazywano Pierniasiem. Tego rodzaju imię od-piernikowe miało już w mieście tradycję, bo podobnie komplementowano przed laty Helenę Grossównę, toruńską gwiazdę kina lat międzywojennych. Zwano ją ciasteczkiem z pieprzem (niem. Pfefferkuchen) vel pierniczkiem, bo ten symboliczny pieprz decydował o jej gwiazdorstwie, jak w przypadku TORasia – żywa i(s)kra inwencji w łączeniu ludzi (i duchów przeszłości).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
TORUNIARNIA i TORUNIARKA – jak firma i jej przedstawicielka. Tak właśnie ma być. Toruń to moja „firma”, na rzecz której pracuję od lat. Ten drugi neologizm – co do genezy analogicznie jak szafiarka. Toruniarką jestem od dawna. A zacięcie edukacyjne i przymus działania na rzecz dobra wspólnego należą do katalogu moich (licznych) wad. Jestem historykiem sztuki, zabytkoznawcą, regionalistką, muzealniczką (raczej byłam; zwolniona po ponad 26 latach pracy w Muzeum Okręgowym, zob. http://forum.pomorska.pl/mobbing-w-torunskim-muzeum-dyrektor-to-nas-nie-dotyczy-t92558/). Pracuję społecznie w Stowarzyszeniu Historyków Sztuki. Będzie o: kulturze i sztuce Torunia, o zabytkach, rzemiośle artystycznym i wątkach obocznych. Także o mojej dzielnicy – Podgórzu. Rzeczy nowe, stare, wnioski, refleksje i pytania. Oby ciekawe... /TORUNIARKA – Katarzyna Kluczwajd/ https://www.facebook.com/katarzyna.kluczwajd Blog nie mógłby zaistnieć bez prac Andrzeja R. SKOWROŃSKIEGO – najlepszego fotografa dokumentalisty sztuki toruńskiej i w Toruniu. Andrzej ma zdjęcie każdego miejscowego zabytku i ciekawego miejsca, a jego ogromny album jest zawsze otwarty dla badaczy, tak jak On – dla przyjaciół.