Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 lipca 2016

DZIURAWY TARAS A DEMOKRACJA – A TO POLSKA WŁAŚNIE...


Tytuł tylko pozornie zbyt szumny jak na prozaiczny problem tu opisany, czyli dziurawy taras. Ale taka mi konkluzja przyszła do głowy – nie po raz pierwszy, w kolejnej sytuacji, która z prostej sprawy do załatwienia urasta do rangi problemu, z którym nikt NIE CHCE / NIE UMIE sobie poradzić. Słychać tylko narzekania, komentarze, biadolenia itp. itd., ale NIKT NIE ZADZIAŁA.


O co chodzi? O stan (stan zachowania, chciałoby się z profesjonalnego nawyku powiedzieć) tarasu na piętrze pawilonu przy ul. Fałata 35, stanowiącego dojście do kilku punktów: szewca, fotografa, fryzjera, biura Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, solarium, biblioteki. Na moje oko płytki nie mają cech takich przeznaczonych na zewnątrz, więc zbyt są kruche i śliskie.
 
Nie dość, że schody strome i wyszczerbione, o nierównej wysokości stopniach (BHP się kłania!) – można trenować wspinaczkę..., to na tarasie można poćwiczyć następujące konkurencje:

* ślizg na ruchomych płytkach, zimą – dodatkowo na lodzie,
* artystyczne potknięcia o niespodziewanie przesuniętą, wystającą płytkę,
* ekstremiści ruchowi mogą nawet „zaliczyć płytkę” – per analogiam do „zaliczyć glebę”,
* twórcze chlapanie po kostkach po wejściu na płytkę ruchomą po deszczu,
* ekskluzywne wdepnięcie w masę klejowo-coś-tam-coś-tam służącą domorosłym naprawom latających płytek – prawie jak odciski dłoni i stóp na Hollywood Boulevard :-)
Co wybierasz?



Brzmi zabawnie, ale w naturze zabawne nie jest. Dziś, zmęczona mega upałem, prawie „zaliczyłam płytkę”, stąd ten post. Pewnie gdyby ktoś złamał nogę albo wybił zęby, może w końcu ktoś zainteresowałby się tym fatalnym tarasem. Ale póki co nic takiego JESZCZE się nie stało.
Osobną dyscyplinę stanowi zbieranie płytek luźnych (jestem mistrzynią), nie wspominając o podziwianiu z dołu tych wiszących nad krawędzią... (dlatego zbieram).
Zimą szczytem aktywności ponaglanego administratora było... zabranie (se dokądś tam, bez refleksji…) płytek ułożonych na kupce. Tylko że te w kącie, pokryte pryzmą śniegu, pozostały (i kwitną do dziś). Liczba latających płytek rośnie.
"Se" leżą od zimy (koniec lipca mamy!), reszteczki...
Ale spoko, płytek przybywa.

Dodaj napis

Nikogo nie obchodzi to, że codziennie te „atrakcje” denerwują dziesiątki ludzi, także starszych, z małymi dziećmi, mniej sprawnych ruchowo i niepełnosprawnych.
No dość uszczypliwości. Tak naprawdę to mało śmieszne. Nie tylko z powodu niewygody, potencjalnego zagrożenia i wyglądu (że też firmom na piętrze to nie przeszkadza, przecież to odstraszacz klientów), ale przede wszystkim z powodu BRAKU REAKCJI. Braku reakcji wszystkich wspomnianych podmiotów i to przez lata (obserwuje ten stan od lutego 2014, kiedy zaczęłam pracować w bibliotece na Fałata). Gdybym mogła (instytucjonalnie nie mam uprawnień), to SYSTEMATYCZNIE drążyłabym sprawę w ZGM, które administruje budynkiem, wspólnie z szewcem, fryzjerem, fotografem itd. – o ile chcieliby się przyłączyć. Nawet jeśli nie odniosłoby to efektu, wiedziałabym, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Żądałabym obniżenia czynszu, zainteresowałabym radę okręgu, radnych z BP, organizacje pozarządowe itd.
To mało śmieszne także w skali makro, bo sytuacja ta świadczy o nas: nic nam się nie chce, nic nas nie obchodzi, jeśli nie jest MOJE albo jeśli nie dotyka MNIE bezpośrednio. I w tej kwestii idę po prąd (za co czasem trzeba płacić określoną cenę), nie umiem nie reagować, więc frustrujące jest, kiedy nie mam narzędzi. Czasem zostaje tylko klawiatura (i toruniarnia).
Taras przy ul. Fałata to smutna egzemplifikacja społeczeństwa NIE-obywatelskiego. Zainteresowania dobrem wspólnym – brak, zaangażowania w to, co wokół i przed nosem – brak. Dla zrozumienia, co wspólnego ma rozpadający się taras z demokracją, polecam ostatnie zdanie z artykułu CO TO JEST SPOŁECZEŃSTWO OBYWATELSKIE i osobistą na ten temat refleksję. 

Do następnej odpadniętej płytki! :-)

1 komentarz:

  1. Fajny masz blog. Można w nim nie tylko znaleźć ciekawe posty ale też się odstresować. Oby tak dalej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
TORUNIARNIA i TORUNIARKA – jak firma i jej przedstawicielka. Tak właśnie ma być. Toruń to moja „firma”, na rzecz której pracuję od lat. Ten drugi neologizm – co do genezy analogicznie jak szafiarka. Toruniarką jestem od dawna. A zacięcie edukacyjne i przymus działania na rzecz dobra wspólnego należą do katalogu moich (licznych) wad. Jestem historykiem sztuki, zabytkoznawcą, regionalistką, muzealniczką (raczej byłam; zwolniona po ponad 26 latach pracy w Muzeum Okręgowym, zob. http://forum.pomorska.pl/mobbing-w-torunskim-muzeum-dyrektor-to-nas-nie-dotyczy-t92558/). Pracuję społecznie w Stowarzyszeniu Historyków Sztuki. Będzie o: kulturze i sztuce Torunia, o zabytkach, rzemiośle artystycznym i wątkach obocznych. Także o mojej dzielnicy – Podgórzu. Rzeczy nowe, stare, wnioski, refleksje i pytania. Oby ciekawe... /TORUNIARKA – Katarzyna Kluczwajd/ https://www.facebook.com/katarzyna.kluczwajd Blog nie mógłby zaistnieć bez prac Andrzeja R. SKOWROŃSKIEGO – najlepszego fotografa dokumentalisty sztuki toruńskiej i w Toruniu. Andrzej ma zdjęcie każdego miejscowego zabytku i ciekawego miejsca, a jego ogromny album jest zawsze otwarty dla badaczy, tak jak On – dla przyjaciół.