Fabrykant Weese dbał o kwestie pracownicze (informacje dotyczą 1. dekady XX w.). Po podwyżkach płac u
Herrmanna Thomasa, w fabryce Weesego powołany został natychmiast komitet pracowniczy,
żeby wypracować nowy taryfikator płac (1908). Podniesiono stawki w już
obowiązującym systemie premii – o 2 fen., utworzony został fundusz pomocy
pracowniczej na kwotę 1000 mk. W przyszłości cała ta kwota miała być
przeznaczona na zasiłki dla zatrudnionych i ich rodzin, m.in.: na okoliczność
urodzenia dziecka – 20 mk., śmierci członka rodziny – 30 mk. Wzorem Weesego, także
firma Thomasa zamierzała wprowadzić podobne rozwiązania - i to nawet bez interwencji związków zawodowych.
W 1909 roku szefostwo fabryki Weesego
zorganizowało uroczystość z okazji Bożego Narodzenia dla swoich 200
pracowników, w lokalu Bürgergarten przy Culmer Chaussee 16 (ob. Szosa
Chełmińska). Była choinka, przemówienie szefa, wspólne śpiewanie, poncz i – obowiązkowo
– pierniki! Na koniec tańce. Personel fabryki podobnie świętował Boże
Narodzenie w 1910 roku, także w przystrojonym świątecznie Bürgergarten. Wśród zaproszonych
gości był m.in. radny Wingendorf. Na początek zaprezentowano żywy obraz w
wykonaniu robotników i urzędników, jako formę dziękczynienia dla Gustava i
całej rodziny Weese. To wdzięczność za przychylność właściciela dla pracowników
i dbania o nich. Trzeba
wspomnieć, że Weese utworzył zakładową kasę oszczędnościową – 5% uzysku dla
najbardziej pracowicie oszczędzających, przewidziane były premie. A wkrótce
kasa zapomogowa firmy (1914) udzielała wsparcia rodzinom pracowników, których
zmobilizowano. Podczas uroczystości nastąpił rozdział gratyfikacji świątecznych – dla 230 pracowników spośród 260 zatrudnionych.
Kiedy wnoszono poncz i pączki majster Breitenfeld wygłosił podziękowanie w
imieniu personelu. Na koniec były tańce, zabawa trwała do rana.
Opis zakładu i procesu produkcji
z 1910 roku znamy dzięki publikacji sprawozdania ze zwiedzania dwóch ważnych firm
toruńskich, zorganizowanego przez Handwerkerverein (Stowarzyszenie
Rzemieślników), w tymże 1910 roku. Goście odwiedzili drukarnię C. Dombrowskiego przy Katharinenstr.
(ob. św. Katarzyny) i fabrykę pierników Weesego.
Właściciel pokazał wnętrza zakładu: kadzie, w których grzano miód oraz inne, w których mieszano go z mąką. Ciasto przechodziło przez długą nieckę, potem było ćwiartowane wielkimi łopatami. W małych maszynach dodawano dodatki: migdały, wanilię, sól rogową (Hirschhornsalz), cynamon, goździki itd. Do rozdrabniania tych ingrediencji służyły specjalne młynki. Następnie ciasto przechodziło przez urządzenia do walcowania (obróbka maszynowa!), było wytłaczane na blachę, rozcinane, wtłaczane w formy i wyciskano na nich wzory. Robotnicy zbierali resztki ciasta i z tego wycinali katarzynki. Niektóre formy pierników były jeszcze ręcznie obrabiane. Blachy wędrowały na stelaże i były przygotowywane do włożenia do pieca (Weese jako pierwszy zastosował piece tzw. łańcuchowe). W piecu, w temp. 190 stopni, miały długą drogę do przebycia – aż 10 m. Przy wyjściu z pieca są chrupiące i brązowe. W drogę zwykle wysyła się je dopiero po kilku dniach. Ciastka pakowane są w pakowani przez młode dziewczyny, w partiach po 12-20 sztuk, i wynoszone do magazynu. Każdy ze zwiedzających dostał na pamiątkę opakowanie pysznych pierników.Spośród wielkiego asortymentu fabryki Weesego wspomnijmy wybrane pozycje: ozdoby na choinkę z ciasta piernikowego w polewie czekoladowej, skrzynki i puszki „prezentowe” z piernikami, w cenie 5-10 mk. Te opakowania, podobnie jak skrzynki „prezentowe” (podobne u Herrmanna Thomasa), były zdobione m.in. widokami Torunia. Na puszce, która uchowała się w domu Jadwigi Tokarskiej, znajdziemy wizerunki ważnych historycznych budowli: Ratusza, Dworu Artusa, zamku krzyżackiego (dansker), mostu kolejowo-drogowego. Zapewne wzorowane na aktualnych rycinach, stanowią ciekawy dokument epoki.
Właściciel pokazał wnętrza zakładu: kadzie, w których grzano miód oraz inne, w których mieszano go z mąką. Ciasto przechodziło przez długą nieckę, potem było ćwiartowane wielkimi łopatami. W małych maszynach dodawano dodatki: migdały, wanilię, sól rogową (Hirschhornsalz), cynamon, goździki itd. Do rozdrabniania tych ingrediencji służyły specjalne młynki. Następnie ciasto przechodziło przez urządzenia do walcowania (obróbka maszynowa!), było wytłaczane na blachę, rozcinane, wtłaczane w formy i wyciskano na nich wzory. Robotnicy zbierali resztki ciasta i z tego wycinali katarzynki. Niektóre formy pierników były jeszcze ręcznie obrabiane. Blachy wędrowały na stelaże i były przygotowywane do włożenia do pieca (Weese jako pierwszy zastosował piece tzw. łańcuchowe). W piecu, w temp. 190 stopni, miały długą drogę do przebycia – aż 10 m. Przy wyjściu z pieca są chrupiące i brązowe. W drogę zwykle wysyła się je dopiero po kilku dniach. Ciastka pakowane są w pakowani przez młode dziewczyny, w partiach po 12-20 sztuk, i wynoszone do magazynu. Każdy ze zwiedzających dostał na pamiątkę opakowanie pysznych pierników.Spośród wielkiego asortymentu fabryki Weesego wspomnijmy wybrane pozycje: ozdoby na choinkę z ciasta piernikowego w polewie czekoladowej, skrzynki i puszki „prezentowe” z piernikami, w cenie 5-10 mk. Te opakowania, podobnie jak skrzynki „prezentowe” (podobne u Herrmanna Thomasa), były zdobione m.in. widokami Torunia. Na puszce, która uchowała się w domu Jadwigi Tokarskiej, znajdziemy wizerunki ważnych historycznych budowli: Ratusza, Dworu Artusa, zamku krzyżackiego (dansker), mostu kolejowo-drogowego. Zapewne wzorowane na aktualnych rycinach, stanowią ciekawy dokument epoki.
Weese handlował też innymi towarami, np. herbatą.
Reklamy Weesego, Słowo Pomorskie, 1928. |
Ciastka trochę mniej znane od katarzynek, brukowców to m.in.: pierniki migdałowe, rosyjska kostka, kopernikowska kostka, Haubitzengrüsse (?), migdałowy brukowiec, ciasta: czekoladowe, pralinowe, angielskie owocowe, ambasador. Później także: andrzejki, smoki, chleb rajski. W okresie dwudziestolecia międzywojennego firma, oprócz pierników, wytwarzała także sucharki, keksy, pieczywo deserowe, makaroniki, praliny i marcepany, wyroby z cukrów, czekoladę.
Ciasteczkowy słowniczek (w planach) dotyczący piernikowej produkcji toruńskiej, i nie tylko, jest całkiem obszerny. CDN.
(Zob. też „Toruń między wojnami 1920-1939. Opowieść o życiu miasta”, Łódź 2011,
rozdział „Piernikowe
zagłębie”.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz